Na początku było szukanie ścieżki 20m przed stodołą. Po kilku błędnych decyzjach w końcu droga została odnaleziona. Potem było przedzieranie się przez Piekło na czeską stronę. Polecam. Tam ścieżka została zgubiona, a potem nawet znalazły się dwie i tylko trzeba było wybrać tę właściwą. A potem ścieżka urwała się i pozostało przedzieranie się przez krzaki, co spowodowało pojawienie się dziury w spodniach, ale cel został osiągnięty: Czechy. Tam na szlaku nikogo nie było, więc nie mogłam nawet zaszpanować i powiedzieć "dobry den". Za to chleb z tuńczykiem w Czechach smakował jak bułka z pasztetem na Słowenii.
A potem było już tylko spotkanie z wielką samicą.... która być może była samcem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz